Chyba już mi było potrzeba trochę czasu tylko dla siebie. Więc lecę... Wracam za tydzień. Jeśli dwa aparaty nie odmówią mi posłuszeństwa, tak jak to się dzieje w snach - pokażę gdzie byłem. Po ten kwiat czerwony, skoro przyszedł na to czas. Nie znalazłem kwiatu paproci, bo wcale go nie szukałem. Wyłączyłem klimatyzator i jest OK. Po wczorajszej burzy, ulewie i wichurze mamy w Warszawie krajobraz po bitwie. I kasztany już prawie opadły...
(Dalej…)
Kiedy wczoraj po Liście wsiadłem do samochodu, pokazywał 29 stopni. Jakaś awaria, pomyślałem. Kiedy w mieszkaniu otworzyłem okna "na przestrzał", temperatura zaczęła się podnosić. To był moment uruchomienia klimatyzatora. Pracuje do teraz. Kiedy dziś rano wsiadłem do samochodu, pokazał 29 stopni. Jak to możliwe? Pani w telewizorze mówiła, że rano są 23 stopnie. Myślę, że to znowu nasza planeta daje nam znaki. Chce się nas pozbyć...
(Dalej…)
Mój Tato zmarł 24 grudnia 1993 roku. Moja Mama odeszła 25 kwietnia 2015 roku. Byli najlepszymi Rodzicami. A ja miałem piękne i wspaniałe dzieciństwo. Zawsze będę ich pamiętał... Zdrowia i radości dla wszystkich Tatów. Dzień Ojca, a jaki gorący? Dla mnie na dodatek bardzo, bardzo intensywny. A i tak nie wszystko zdążyłem zrobić. Kroki tak... Czytelnik może zapytać, czy chodzenie nie jest nudne. Nie! Każdego dnia jest inaczej. I o to chodzi...
(Dalej…)
Bo nasi grają. A ja właśnie zrobiłem kroki. Wszystkie małe sklepy, które mijałem po drodze się zamykały. Nic się nie stało! A kiedy Pan Błaszczykowski huknął w 54 minucie, to całe moje osiedle dało znać, że widzi to! Dobrze, że huknął (pięknie zresztą), bo pierwsza połowa meczu była chyba jakaś taka nudna? Na szczęście ja się na tym niespecjalnie znam. Ot, oglądam. "Co innego widzisz, czego innego słuchasz". To właśnie ja dzisiaj...
(Dalej…)
Dzień nam dziś nastał. Lato... A ja spaliłem się w Sopocie. Jakoś tak nagle. Wystarczyły dwie godziny na Kulturalnej Plaży Trójki podczas Markomanii, a potem jeszcze dwadzieścia tysięcy kroków. Bardzo lubię Sopot. Same dobre wspomnienia. Prawie zawsze festiwalowo wakacyjne. Prawie zawsze słońce i plaża. Zawsze smaczna ryba. Tym razem to był turbot. Rewelacyjny. Jadłem tę rybę chyba pierwszy raz. Mam nadzieję, że będzie powtórka...
(Dalej…)
albo mój aparat zwariował? Nie, tak było 5 marca 2007 roku. Sydney... Po deszczu ulewnym połączonym z burzą z piorunami. Późne popołudnie, tuż przed zachodem słońca. Myra Road, u Piratów. Taki widok z okna. Lubiłem to miejsce. Piraci przenieśli się później z Sydney do Hobart na Tasmanii. Jeszcze bardziej lubię ich nowe miejsce. Ale dziś jesteśmy w Sydney. To z tego miejsca poprowadziłem Listę Trójki. Marzenia jak ptaki...
(Dalej…)
nie wszędzie! Te okazy znowu ze Szklarskiej. A dokładnie z trasy "pod reglami" ze Szklarskiej do Michałowic. Że mnie tam nie było w sobotę? Na moim bazarku ciągle tylko pieczarki. A kurki kupiłem wczoraj w "sieciówce". Koniec świata... Jak żyć? Do pełna. Wczoraj w czasie meczu miasto było puste. Jechałem na Myśliwiecką przed 19. Zanim zapowiedziałem koncert Dominiki Barabas to jeszcze zdążyłem zrobić na Agrykoli ze 2 tysiące kroków...
(Dalej…)
Lubię soboty. Krótka robota, a potem już tylko endżojowanie. Miasto przejezdne. Mała rzecz, a cieszy. Rano bazarek, marcheweczkę ciach, ciach, ciach. "Tutaj wszystko jest smaczne". Miałem nosa, te kurki, to jednak nie nasze. Pani Ala mówi, że z Ukrainy je przywożą. Zaczekamy na nasze. Za to czereśnie bułgarskie pycha. W 1974 roku jadłem najlepsze brzoskwinie. To było w Jugosławii. Był taki kraj. Lubię pamiętać smaki...
(Dalej…)
Budzik nie musi dzwonić. Budzę się zawsze na końcówkę "Budzika". Podczas wiadomości o 6 idę pod prysznic. Prawie zawsze na 5 minut. Lubię gorący. Ponoć zimny jest zdrowszy, ale... Nie chce mi się nad tym zastanawiać. Włączam telewizor, bo tam zawsze o tej porze leci jakiś film przyrodniczy. A nuż pokażą Australię? Ostatnio było o schronisku dla kangurów. Pozdrowienia dla Pana Drolgi. Robi kawał dobrej roboty. Woda z miodem i cytryną...
(Dalej…)
Kiedy patrzę na takie starawe zdjęcia, to myślę... Ile udało mi się zrobić, zobaczyć. Ile okazji przegapiłem. Ile odpuściłem, ile przespałem. Pewnie za dużo tego było, ale w sumie nie było źle. Nie jest źle! Ciągle mam plany, choć siły już nie takie jak dawniej. Kurcze, trzeba było rzucać się na wszystko, brać życie pełnymi garściami. To jest rada dla młodziaków. Żyć do pełna! Koniecznie. Tak, żeby niczego później nie żałować. Co mnie tak złapało?
(Dalej…)
Nie chce być inaczej. Góry Błękitne są błękitne. Zawsze to zależy od pogody, ale olejek eukaliptusowy uwalnia się pewnie także zimą. Pachnie pięknie... Nadaje błękit górom. Zdjęcia na dziś to właśnie Blue Mountains. Miejsca ulubione. Leura i okolice. 4 marca 2007 roku. Jestem tam prawie zawsze, kiedy zaniesie mnie do Sydney. Autostradą z miasta do gór to mniej niż 100 kilometrów. Bliziutko, jak na Australię. Rzut beretem...
(Dalej…)
Dokładnie rok temu zacząłem chodzić. Znaczy robić kroki... Mój telefon pokazuje, że we czwartek, 4 czerwca 2015 roku zrobiłem 5831 kroków. Przeszedłem 4.5 kilometra. Następnego dnia było lepiej. 8672 kroki, znaczył 6.8 kilometra. Brawo ja! Taki telefon to wszystko umie zliczyć. Przez rok zrobiłem 4 372 666 kroków. To 3410.82 kilometrów. Jak stąd do Barcelony i z powrotem. W tym czasie spaliłem 265 771,55 kalorii...
(Dalej…)
Po deszczu przyszło lato. Pachnie zjawiskowo... Jak z dzieciństwa. Znowu wspominanie? Życie polega na wybieraniu. Staram się wybierać najlepiej. A że nie zawsze jest niedziela? Lubię i czwartki, bo Tonacja Trójki. Pozbierać te kawałki tak, żeby wszystko do siebie pasowało. To jest najważniejsze. Wyzwanie, ale i ogromna radość, jeśli mam przeczucie, że się udało. Co dziś najpiękniej zagrało? Carly Simon i Paul Simon. Przypadkiem...
(Dalej…)