Albo jakoś tak. Nagrzany samochód pokazywał nawet 36.6. Męczący upał... W takich chwilach pamięć podsyła obrazy. Australia, Kimberley. Dokładnie 10 lat temu. Tam zima akurat. W nocy zimno, ale w dzień ponad 30 stopni. Przewodnik przypomina, żeby zabrać ze sobą dwie butelki wody. Biorę jedną, bo przewodnik ma ze sobą bańkę, która zawsze poratuje. Ile można pić wody? Przy napełnianiu butelek stoi pojemnik z sokiem. Można poprawić smak...
(Dalej…)
Nie było czym oddychać... O 19 przyszła burza, dwa grzmoty i deszcz przez dwie minuty. Oj, nie będzie dobrze. Za to "chińczyk" w Pekinie nadal najlepszy. Zwłaszcza na lunch, kiedy nie ma tam tłoku. Lubię powtarzalność. 45 lat temu na szczycie Hot 100 Billboardu była "Annie's Song" Johna Denvera. Napisał tę piosenkę w 10 minut. W Aspen, Colorado. Czekał na kolejny wjazd na zjazd. Musiał Ją bardzo kochać... Wczoraj było Anki - najlepszego!
(Dalej…)
Zostaliśmy w Taj Mahal. 20.10.11. Zdjęcia Guni i Pirackiego. Kiedy dziś wspominam tamten dzień, wydaje mi się, że go nie było. Kilka godzin jak ze snu. Podczas tej ostatniej podróży do Indii prawie wszędzie zamawiałem "butter chicken". Ale nigdzie nie był taki dobry, jak w Masali we Wrocławiu. Smaki i zapachy... W Indiach nawet bardziej sny i kolory. Trochę strach przed złapaniem ameby. Ale tylko trochę. Nie złapałem...
(Dalej…)
Kiedy 35 lat temu wróciłem z pierwszej podróży na Daleki Wschód (Indie, Nepal, Tajlandia, Malezja, Singapur) to marzyłem, żeby przyśniły mi się barwne Indie. Nic z tych rzeczy! Śnił mi się czysty Singapur... Ale marzenia się spełniają, dwa dni temu śniłem Indie. Czyste, kolorowe, pachnące. I pamiętam, że robiłem dużo zdjęć. Jedno, co było słabe, to telefon. Nie chciał mi liczyć kroków. Zawsze coś...
(Dalej…)
Nasza mirabelka myśliwiecka dojrzała. W nocy była burza, a rano pod drzewem było żółto. Żal mi, że nikt tych darów nie zbiera... Mirabelka. Jeden ze smaków dzieciństwa. Kompot wieloowocowy z przewagą małych, żółtych słońc. Pycha! Słodycz dały czereśnie i wiśnie. Mirabelka jest kwaśna. Ma charakter. Kiedy kompot już trochę przestygł, posłodziłem go miodem. Jeszcze smaczniej...
(Dalej…)
Rano Kolega Marcel szukał miejsc w naszym kraju, gdzie jest pięknie, a nie ma za dużo turystów. Nie zadzwoniłem, żeby powiedzieć, że znam takie miejsca. Bo ciągle lubię się tam pojawić i mieć taki spacer, jak ten, który widać na zdjęciach. Kiedy się idzie kilka godzin z Kopalni Stanisław do Chatki Górzystów, to ta chatka jest trochę jakby wybawieniem. Naleśniki albo czeskie piwo? Tym razem tylko piwo, bo placki ziemniaczane czekały w Biathlonie...
(Dalej…)
Przeczytałem, że dziś dzień bez telefonu... Halo! Ja nie daję rady, bo telefon liczy moje kroki. Dobrze liczy. Za to miałem śniadanie bez pomidora. Bo jakoś za szybko mi wyszły. Jutro to nadrobię... W sprawie telefonu nie jestem zbyt nowoczesny. Co tydzień ekran mi pokazuje wiadomość, że "ten telefon nie był archiwizowany od ponad 100 tygodni". To wiadomość, która mi mówi, jak dawno go kupiłem. Zawsze to jakaś informacja...
(Dalej…)
Dawno, dawno temu, kiedy zacząłem przyjeżdżać do Jakuszyc moim przewodnikiem po tych niezwykłych miejscach był Julian. Julian Gozdowski, pomysłodawca Biegu Piastów. Cudowny gawędziarz, wspaniały Człowiek. Woził mnie po trasach biegowych swoim szybkim samochodem. Czasem chodziliśmy... I wtedy wyciągał z kieszeni garście nasion naparstnicy i rozsiewał je. To teraz widać. Są prawie wszędzie. Te na zdjęciach strzelone na drodze z Orlego do Jakuszyc...
(Dalej…)
You Can't Always Get What You Want... to The Rolling Stones. Ale taka jest prawda. Czasem nagle trzeba zmienić plany. W sobotę zamiast do Londynu poleciałem do Jakuszyc. Do Saszy, który w trzech podejściach miał zrobić mój kręgosłup. Znowu mu się udało. Chwilami bolało, nie będę udawał, że nie. Sasza mówi, że nie obiecywał łagodnego traktowania. Jak mus, to mus. Chodzę prosto. I to na razie najważniejsze...
(Dalej…)
Lubię ten moment, kiedy zaczynam przechodzić w sen. Nie zawsze go umiem zanotować, ale zawsze dzieje się to szybko. Przykładam głowę do poduszki i już tam jestem. Nie zawsze w Australii, bo nie codziennie jest niedziela. Pamiętam moment, kiedy usiadłem na ławeczce w Kata Tjuta. Twarzą do słońca, choć upał był prawie niemiłosierny. Tam jakoś to znoszę. Sen był tuż pod powiekami. A może to zmęczenie długim spacerem i różnica czasu?
(Dalej…)
Polędwica z dorsza. Nie jest tania, ale warto. Dwie porcje na obiad za 20 złotych. Pieprz, sól, kurkuma i słodko-pikantny sos chili. Nic więcej... Dorsz nie z lodówki. Powinien złapać temperaturę pokojową. Na mocno rozgrzanej patelni smażymy rybę na łyżce oliwy. Po 3 minuty z każdej strony. Jeśli o mnie chodzi, to do tego jeszcze 7 małych, młodych ziemniaków z wody. Odrobina masła na ziemniaki. Sól do smaku, ale po ugotowaniu. Dawno nie jadłem niczego równie smacznego...
(Dalej…)
26 czerwca 2019 roku. Zdjęcia zrobione między 7 a 8 rano. Prawie tuż po koncercie TOTO w Operze Leśnej... Przed prysznicem, przed śniadaniem. Tego dnia tylko o tej porze można było zrobić taki spacer. Były tylko 23 stopnie Celsjusza, ale temperatura odczuwalna była już upalna. To było dokładnie tydzień temu, a tyle się w międzyczasie wydarzyło... Sopot - 710 kilometrów od Zakopanego. A! śniadanie w My Story wyjątkowo smaczne, bo jajecznica i chleb.
(Dalej…)
Jest przyjemnie ciepło. W sam raz do chodzenia... Kręgosłup się ustabilizował. Tabletki na stan zapalny zrobiły co trzeba. Wracam więc do Zakopanego. Tylko na zdjęciach! W piątek o 15 spotkanie w Strefie Spotkań. Damian z Czwórki rozmawiał z PanMarkiem z Trójki. Same miłe i sympatyczne wspomnienia. O radiu, o życiu, o podróżach. Jak to na takim spotkaniu autorskim. Potem autografy i zdjęcia...
(Dalej…)
Udało się... wrócić! Zakopane jest daleko. 6 i poł godziny jazdy samochodem. 710 kilometrów od Sopotu. Noce chłodne, mogłem się więc wyspać. W dzień upał, więc w Zakopanym też jestem spalonym. Bardzo fajny pensjonat (nie "Orzeł"!). Dwa razy po 20 tysięcy kroków. Ale za to strzeliło mi w kręgosłupie. Pierwszy taki raz od ponad 10 lat. A może to ta długa jazda autem? Lokalny fizjo - Michał - świetny gość! Naprawił, co się dało i zapowiedzieć Kayah się udało...
(Dalej…)