Australia z Jacob's Creek
Adelajda
czwartek, 2 lipca 2009
Cuda się jednak zdarzają. Jakoś tak pod koniec ubiegłego roku, kiedy już wiadomo było, że na ekrany także naszych kin miała wejść „Australia”, kupiłem wino Jacob’s Creek z takimi kapelusikami. Na kartoniku było napisane, żeby wejść na odpowiednią stronę w internecie. Wszedłem i wziąłem udział w dwustopniowym konkursie dotyczącym wina. Tak dla sportu, bo przecież wiedziałem, że nie mogę wygrać wycieczki do Australii. Kilkanaście tygodni później zadzwonił telefon. Miła Pani powiedziała: „dzwonię do Pana w imieniu marki Jacob’s Creek”.
Nogi się pode mną ugięły. Okazało się, że firma wiedząc, że i tak planuję pobyt w Australii, zaprasza mnie do odwiedzenia winnic Jacob’s Creek. Z radością przyjąłem propozycję. Dziś rankiem moja noga już 11 raz stanęła na tym kontynencie. Ostatnia część podróży to Quantas, ale i „arbuz”. Czy miałem stracha? Już od kilku dni… Wszystko się odbyło bez żadnych komplikacji. Quantas reklamuje się jako jedna z najbezpieczniejszych linii lotniczych. Na dodatek mają nowe samoloty, dobrą obsługę, świetne jedzenie (zjadłem seebassa, pyszna ryba…) i oczywiście same tylko „markowe” wina. Sama przyjemność lotu! Szybka odprawa i około 7 rano tutejszego czasu, kiedy było jeszcze prawie ciemno, już byłem w hotelu. I jak tu dotrwać do wieczora z niespaniem? Na szczęście słońce teraz zachodzi tutaj jakoś koło 17. Dam radę…
Po zajęciu pokoju 1007 (Bond, prawie James Bond) od razu spacer okolicznymi ulicami. To akurat samo centrum Adelajdy. Byłem tutaj pierwszy raz w 1995 roku, podczas pierwszej podróży na Antypody. Wtedy upał, teraz tylko 13 stopni. Pada i wieje. Ale jak wieje!!! Niech wieje, bo na jutro potrzebna mi dobra pogoda. Odwiedzę winnice Jacob’s Creek. Wiem, że nawet w deszczu będą piękne, ale marzą mi się piękne zdjęcia. Trochę słońca by się przydało. Po południu, kiedy oczy już MISIE kleiły, Mark zaprosił mnie na „Targ Centralny”. Szczęśliwie tuż obok mojego hotelu. Nie wszystko rozumiem, mogło mi się wydawać, że Mark (kiedyś też był radiowcem!) powiedział, że to jeden z największych takich targów w Australii. Podobne widziałem w Sydney i Melbourne. Orgia smaków, zapachów, kolorów… To tak wygląda zima w Australii? Znaczy też pięknie. Wciągnęło mnie do sklepu z płytami (jest nowy album Pete’a Murraya) i winami (tutaj, jak w sklepie płytowym bywają przeceny, to miłe). No i na każdym kroku spotykam Polaków, ale do tego przywykłem od pierwszej podróży. Jak dobrze wracać do miejsc ulubionych… Jak dobrze mieć przed sobą perspektywę niezwykłych 4 tygodni na Antypodach. Sam sobie zazdroszczę. Jutro winnice. Very busy day, chyba od 9 do 21. Ale to tutejszego czasu, dziennik więc pojawi się na pewno jeszcze w piątek. Piątek, piątek… Piątek bez listy. Za to z innymi atrakcjami. Oczy mi się zamykają. Same. Życzę pięknego dnia.
Pozostałe wpisy
» Ciąg dalszy nastąpił... (2024-12-07, 19:54)
» Znów zaczęli grzać... (2024-12-05, 19:54)
» Grudzień... (2024-12-03, 19:54)
» Sydney na zielono... (2024-11-30, 19:54)
» To tylko sen... (2024-11-28, 19:54)
» Jeszcze przed chwilą... (2024-11-26, 19:54)
» Biała zima... (2024-11-23, 19:54)
» Zima niebieska... (2024-11-21, 19:54)
» Forever Young... (2024-11-16, 19:54)
» Przeszłość... (2024-11-14, 19:54)