Opera inaczej...
Boże Ciało. Rano "Biała sukienka". Potem kroki, bo miało padać i grzmieć po południu. Znowu prognozy się nie sprawdziły. A ziemia czeka na wodę! Ale jak zacznie padać skończy się sezon na truskawki. A jeszcze się prawie nie zaczął. Nie jadłem jeszcze takich prawdziwych, pachnących i smacznych... A może już nie jestem truskawkowy? Zaczekam na czereśnie. Po południu "przedłużona tonacja". Miasto puste. Jest pięknie. Jak w wakacje...
Rano mieliśmy w Warszawie górskie powietrze. Aż się chciało oddychać. A potem znów się pojawiła gorączka. Nie jest źle, w końcu już zaraz przyjdzie lato! Ale kiedyś tak nie bywało. Wszystko się układało jakoś po kolei. Dzień Mamy. Pociechy z dzieci, to chyba ładne życzenia. Zdrowia i dużo słońca… Ugotowałem dziś krem z zielonych szparagów, ziemniaka i marchewki. Pyszny wyszedł… Jeden pęczek szparagów, jeden duży ziemniak (zeszłoroczny), jedna marchewka, też nie młoda. Trzy ząbki czosnku, kawałek papryczki chili. Sól, pieprz do smaku. Piętnaście minut gotowania i blender. Na talerz łezka oliwy z pestek dyni, pół łyżki śmietany. Mało roboty, dużo smaku. Najbardziej nie lubię obierać dolnych części szparagów. Obrane łatwiej się miksują… Smacznego!
Płyta na dziś: Foy Vance „The Wild Swan”. Kupiona w Dublinie. Foy ma 42 lata i drugi album na koncie. Nie za dużo, ale za to z Eltonem Johnem w roli Executive Producer’a. Nie bardzo wiem, co to znaczy, ale ważne jest dobre nazwisko. No i Ed Sheeran jest fanem Foya. Ja zresztą też.
Wino na dziś: Jacob’s Creek Reserve Shiraz 2009, Barossa Valley, South Australia. 2009, to ja tam byłem. Mogłem nawet widzieć tę flaszkę, bo widziałem kontenery do wysłania do naszego kraju. Tak było…
BRUDNOPIS.
”Opera inaczej. W tym skrzydle po lewej jest bardzo ekskluzywna restauracja. Jadłem tam obiad tylko jeden raz. We wtorek, 7 lipca 2009 roku. Stephen był moim przewodnikiem po Sydney, Andrew strzelał zdjęcia, a Philip był wtedy grubą rybą w Jacob’s Creek. A ja nie miałem marynarki! Trochę obciach, ale tylko trochę. W Australii uchodzi wszystko. Nawet granatowy sweterek na kolacji… Ze Stephenem rozmawialiśmy o winie, bo jakże by inaczej. Zaskoczyło go, że znam Possum Wineyard. A ja przypadkiem… Chicago. Idziemy z Robertem na zakupy do sklepu z winem. Jakie wybrać? Bierz, co chcesz, wszystkie są mniej więcej w tej samej cenie. Mniej więcej. No to przede wszystkim Rosemount Estate. 6 dolarów za butelkę. Dlaczego u nas nie ma takich cen? To może jeszcze Possum Shiraz, bo z McLaren Vale. Po powrocie do domu Robert pyta, od czego zaczniemy. Ja mówię, obojętnie, wszystkie tak samo kosztowały. A nie! Possum jest po 30 dolarów. No i odkryłem najlepsze wino jakie piłem w życiu. Possum Shiraz 2003. Zresztą następne roczniki były równie dobre. Jakoś do 2007 roku. Philip znał właściciela winiarni. Inwestował zresztą w dobre roczniki. Ja je po prostu piłem…
wtorek, 7 lipca 2009
Długi dzień. To był długi dzień. Niezapomniany… Pobudka o 5 w nocy, bo w Adelajdzie wtedy jeszcze była noc. Tego akurat nie lubię. Transfer na lotnisko bez problemu. Puste miasto. Adelajda jest ponoć na 4 miejscu tych miejsc, w których żyje się najłatwiej, najprzyjemniej… Może trzeba by o tym pomyśleć? Znajomi z Melbourne mówią, że to wiocha, ale wiocha jest miła i już. Lot do Sydney to 2 godziny. I już tutaj jestem! Prawie jak u siebie. Kiedy robiłem dziś pierwsze zdjęcia gmachu Opery, byłem trochę wzruszony. Trochę, bo na więcej nie było czasu.
Prywatna przepływka po zatoce. Cudo… Tak jak 14 lat temu. Ale wtedy jeszcze nie było takich sprytnych aparacików do robienia zdjęć. Lunch na wodzie? Bardzo proszę. Pyszny, choć ja nie szaleje na punkcie frutti di mare. Na ostrygi nie dałem się dziś namówić. Jestem tradycyjny. Najlepszy z zestawu był łosoś… Po lunchu krótka przerwa na internety i Bridgeclimb! Dla mnie już drugi raz. Bez stresu, bo wiem, że to łatwizna, ale czy będzie padało? Chyba byłem grzeczny, bo zrobiliśmy to ze Stephenem „między deszczami”. Grupa przed nami zlana, po nas też oberwanie chmury. Taka zima… Było… zjawiskowo! Jaka szkoda, że nie mogłem tam robić zdjęć. Na tę wycieczkę nie można zabrać nawet zegarka, nie wspominając o aparacie fotograficznym. Zdjęcia z chmurami, nawet te pozostające w głowie i pamięci, są jednak lepsze. Na dodatek ”młoda para” miała zaręczyny na samym szczycie mostu. 137 metrów nad poziomem morza… Dziewczyna na szczęście powiedziała „tak”. Sama radość. I nawet jednej kropli deszczu.
Kiedy skończyliśmy trasę zaczęło padać i w mieście od razu pojawiły się korki na ulicach. Tak, jak u nas… Kolacja z Philipem i Stephenem w restauracji w Operze. Marzenie… Marzenia trzeba sobie spełniać. Zamówiłem baby snappera. Pycha. To taka chyba ichnia ryba. Do tego Riesling z 2002 i 1999 roku, wybrany przez Philipa. Rewelacja…
Zdjęcia na dziś z tego właśnie dnia. Andrew strzelał i stąd tak dużo „Marka w Marku”.
Wczoraj zmarł Juliusz Loranc. Miał 78 lat. Skomponował piękne piosenki. Na czele z takimi cudami, jak: „Kwiat jednej nocy”, „Radość o poranku”, „Wakacje z blondynką”, „To ziemia”.
Ziemia…
Pozostałe wpisy
» Ciąg dalszy nastąpił... (2024-12-07, 19:54)
» Znów zaczęli grzać... (2024-12-05, 19:54)
» Grudzień... (2024-12-03, 19:54)
» Sydney na zielono... (2024-11-30, 19:54)
» To tylko sen... (2024-11-28, 19:54)
» Jeszcze przed chwilą... (2024-11-26, 19:54)
» Biała zima... (2024-11-23, 19:54)
» Zima niebieska... (2024-11-21, 19:54)
» Forever Young... (2024-11-16, 19:54)
» Przeszłość... (2024-11-14, 19:54)