Słońce w Sydney...

Marek | Blog Marka | 2016-10-11, 11:55

Cały dzień. Wczoraj było go mniej. Dzień w mieście zacząłem od odwiedzin Hard Rock Cafe. Przeniesiona do Darling Harbour. Jakaś taka trochę "zimna", ale chicken tenders smakują wybornie. Jak wszędzie. Piwo YAKieś takie bez smaku. Ale trzeba pić, bo gorąco. Rekordowe 22 tysiące kroków, bo jest gdzie chodzić. Wieczorem spotkanie ze znajomymi. Długie Polaków rozmowy. Na szczęście nie zeszło na politykę...




A dziś spotkałem się w Opera Barze z Andrzejem i Jego żoną Anną. Rodzice Szymona Borzestowskiego. Trochę się bałem tego spotkania, a było niezwykle sympatycznie. Poopowiadali mi o Szymonie. Pewnie trudno im wracać do smutnej przeszłości, ale chętnie mówili, bo chcą ocalić jego pamięć. Muzykę udało się ocalić. Album „Tigersapp” wydany trochę ponad rok temu dostał bardzo dobre oceny krytyków. Szymon trzy lata wcześniej przegrał walkę z depresją. Miał zaledwie 23 lata... Muzyka pozostała. Po spotkaniu z Anną i Andrzejem poszedłem do ogrodów przy Operze. Słońce świeciło, jak szalone, chciało się żyć. Posiedzieć na jednej z ulubionych ławeczek, strzelić kilka zdjęć. Gunia mówi w takich razach: „przecież takie już masz!”. No tak, ale Gunia w Hobart, a ja w Sydney. Lubię to miasto. Ma niezwykły klimat. Nawet kiedy spadnie niespodziewany deszcz. Tak było 7 lat temu. Tym razem nie pada, przynajmniej na razie. Melbourne i Hobart donoszą, że tam pogoda kiepska, a ja w Sydney dobrze trafiłem. Jutro lecimy do Cairns. Tam mnie jeszcze nie było...
Słoneczne zdjęcia z dziś. Sydney, wtorek 11 października 2016.
Wino na dziś: Virtuoso by Grant Burge Wines, 2015 Barossa Shiraz, South Australia. Pycha...
Dziś w porcie zacumował Carnival Legend. Statek miasto. Z Valetty na Malcie. 12 pięter, ponad 2000 gości na pokładzie. Prawie 1000 osób obsługi. Czy ja bym wsiadł na taki moloch? Niechętnie... Ale wygląda imponująco. I pięknie na zdjęciach...
Kiedy wracałem z miasta zaatakował mnie ptak. Magpie, czyli dzierzbowron. Głuptak! Może myślał, że chcę mu zniszczyć gniazdo? Przez kilka dni będę miał szramę koło ucha. Dobrze, że nie trafił w okulary. Ot takie australijskie doświadczenia...

Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...
Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...
Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...
Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...
Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...Słońce w Sydney...

Pozostałe wpisy
» Wątłusz... (2024-10-12, 19:54)
» Bonifacio... (2024-10-10, 19:54)
» Girolata... (2024-10-08, 19:54)
» Scandola... (2024-10-05, 19:54)
» Licciola, czyli gdzieś między... (2024-10-03, 19:54)
» Zaczęli grzać... (2024-10-01, 19:54)
» Plaża... (2024-09-28, 19:54)
» Zachodu jest warte... (2024-09-26, 19:54)
» Korsyka... (2024-09-24, 19:54)
» Śnieżka w śniegu... (2024-09-14, 19:54)
Marek Niedźwiecki RSS Feed

Ten blog to wyraz moich osobistych poglądów. MN