Marek Niedźwiecki

Tak dziś było. Niby jedziemy coraz niżej, powinno być coraz chłodniej, a jest odwrotnie. Downunder. Od rana winnice, bo jest ich w tym rejonie 105. Wszystkich nie da się odwiedzić, ale robimy, co możemy. Dziś trafiliśmy na “perle w koronie”. Gralyn Estate. Ich wino można kupić tylko tutaj, w winnicy, nie ma go w sklepach. Jest w internecie. Polecam, bo odpadliśmy wszyscy, znaczy Gunia, Pirat i ja.
Nie jest tanie Shiraz 2003 kosztuje 95$, a Cabernet Sauvignon 2004 – 100$ za butelkę. Tak, ten 2004 był najlepszym rokiem od lat. Nie to, żebym ja się tak znał, po prostu we wszystkich winnicach nam to mówią. Dodam tylko, że tym razem nie zrobiliśmy zakupów w Gralyn Estate. Za to w następnej winnicy tak! Evans & Tate słyną z Chardonnay (cudo, panie cudo…), ale że nasza mała grupa turystyczna preferuje “czerwone”, wybraliśmy Shiraza z 2003 roku, bo był w promocji. Poza tym 2003 to mój ulubiony rok Shirazów. Wrócę kiedyś do tematu. Rozgrzani testowaniem wina i temperaturą ruszyliśmy do parku narodowego, Leeuwin Naturaliste National Park. Parków mają tutaj jeszcze więcej niż winnic. Kolejne cudowne miejsce i jak zwykle za dużo zdjęć. Proszę popatrzeć w galerii (jak dojdą. przyp. redakcji ;-) ). Najczęściej zdejmowaliśmy Sugarloaf Rock, bo jest bardzo fotogeniczny, a na dodatek zrobiło się piękne światło, bo było już koło 17. Wszyscy nam mówią, że wybraliśmy dobrą porę na wizytę w Western Austaralia. Słońce od rana do nocy, znaczy 6.45 - 19.45. Zimne noce (dobrze się śpi) i ciepłe dnie. Mało pada. No to jeździmy, testujemy, oglądamy, strzelamy zdjęcia. Życie jest piękne… Dziś mija jedna trzecia wyprawy do Zachodniej Australii. Za szybko. Jutro rano ruszamy z Margaret River przez Albany do Pemberton. Po drodze jaskinie. Napisze o tym następnym razem.