Marek Niedźwiecki

Góry, to są góry... Las, to jest las! Tutaj wszystko się może zdarzyć jednego dnia. Tak jak dzisiaj. Wczoraj słońce, dzisiaj deszcz. Ten ostatni bardzo potrzebny, niech więc pada. Na dodatek mam takie zakwasy po wczorajszym spacerze, że taki dzień lenistwa jest w samą porę. Wprawdzie byłem umówiony w Chatce Górzystów, ale co ja mogę Panie Lucku, kiedy leje deszcz jak z cebra...

Schodzę więc na latte (ciągle najlepsza na świecie), a tam… Grażka. No po prostu Grażka. Nie u Marcela, nie u Kuźniarka, ale w „Lesie”. Posiedzielim, pogadalim… Potem mnie ścięło, więc pospałem. W końcu jestem na wakacjach, prawda? Nagle telefon od Baśki: „przecież nie możesz siedzieć w hotelu!”. Fakt… Przestało padać. No to jedziemy na Zakręt Śmierci. Dalej na wjazd żółtą gondolą na Stóg Izerski. Dziś nieczynne. Zapraszamy w soboty i niedziele. To mnie tutaj już nie będzie. Może następnym razem. Nic to jedziemy dalej… Jak piękna ta wiosna, prawda? Znowu Gierczyn, znowu Mlądz. Przyroda oszalała. A może tak mi się tylko wydaje? Noce są chłodne, w dzień czasem słońce, czasem deszcz. Chyba dlatego zieleń latoś taka piękna. Chce się strzelać kolejne zdjęcia. Zapraszam do galerii…
A potem to już piorunem. Kapuśniak i ryba na obiad od Pani Helenki. Pycha. Takie swojskie, domowe jedzenie… Pogadanki o życiu z Baśką, Edytą i Tadziem. Pora, żeby napisać dziennik. Dziś to już prawie nocnik, tak wyszło. A jutro Skalne Miasto w Czechach. Tam mnie jeszcze nie było. Jeśli źle pójdzie, to tym razem nie zahaczę nawet o Jakuszyce. Jak to możliwe? Ale jeśli pogoda pozwoli, to Jakuszyce w środę. Będę dawał znaki. Pozdrowienia z gór!