Ogród Bogów...
Gdybym napisał, że boli mnie "cały człowiek", to bym się tylko powtarzał. No, ale boli! Który to już dzień w podróży? Jedenasty... Codziennie kilka godzin w samochodzie, codziennie inny hotel, każdej nocy śnię inny sen. Można się zmęczyć? Przez te cztery tygodnie żyję inaczej. Może stąd to wszystko. Dobra, nie ma co się rozczulać. Trzeba być twardym! Za tydzień będę już powrotnie w Chicago. A dziś był kolejny kolorowy dzień...
Zaczęliśmy od parku Garden of the Gods. Amerykanie lubią to miejsce. Na dodatek dziś nie płaciło się za wejście, organizatorzy zaprosili całe rodziny na zakupy dyni. Tak, to już za trzy tygodnie. Dynie będą straszyły, indyk będzie smakował. A my ledwie znaleźliśmy miejsce do parkowania. Dwie godziny o ogrodzie i ruszamy dalej. Następny na naszej liście był Royal George Bridge. Seniorzy płacą 3$ mniej za wejście! Dokupiłem widokówek. Będę je pisał chyba dopiero za kilka dni w Las Vegas. Na razie nie mam kiedy. Znów przeszliśmy z Kolegą na dwa posiłki dziennie. Wiem, to nie jest zdrowo, ale inaczej nie ma jak. Wstajemy około 7. Najpierw komputer... Następnie śniadanie. Bajgiel (wymyślony kiedyś w Krakowie, ale czy Amerykanie o tym wiedzą?) podgrzany w tosterze, posmarowany białym serem. Ewentualnie jajko, bądź omlet. Czarna kawa. Na drogę banan albo jabłko. Mała biała tabletka... Z hotelu ruszamy około 10. Do następnego dojeżdżamy około 18. I wtedy biegiem na obiad. No i to nie jest dobre, bo głodni jemy za dużo. Dziś kuchnia meksykańska. Tortillas, z tym, że ja nie zawijam naleśników. Jak Detektyw Monk jem wszystko oddzielnie. Ale i tak jest tego za dużo... Po obiedzie komputer. Każdy w swoją stronę... Wino na dziś: Layer Cake Shiraz 2014, South Australia. I znowu dobry... Radio na dziś: Oldies. Niestety zanikało po drodze – góry. Player, J.Geils Band, The Knack, Gloria Gaynor, Foghat, Eagles, Pablo Cruise... Niektórych piosenek nie słyszałem od wielu lat. Zapisuję sobie w pamięci tytuły, które chcę zagrać po powrocie w moim Radiu Kalifornia... Nie wiem jak tu jest u nich z % grania muzyki. Nie słyszałem ani jednej polskiej piosenki. Droga do Montrose była trochę za długa. Ponad 3 godziny jazdy. Ale za to jaka piękna ta droga? Proszę popatrzeć na zdjęcia. Dobrze, że jutro jedziemy w kierunku pustyni, bo na poniedziałek zapowiadają tutaj opady śniegu. Uciekamy...
Pozostałe wpisy
» Ciąg dalszy nastąpił... (2024-12-07, 19:54)
» Znów zaczęli grzać... (2024-12-05, 19:54)
» Grudzień... (2024-12-03, 19:54)
» Sydney na zielono... (2024-11-30, 19:54)
» To tylko sen... (2024-11-28, 19:54)
» Jeszcze przed chwilą... (2024-11-26, 19:54)
» Biała zima... (2024-11-23, 19:54)
» Zima niebieska... (2024-11-21, 19:54)
» Forever Young... (2024-11-16, 19:54)
» Przeszłość... (2024-11-14, 19:54)