Wtorek, czyli środa
Bo czy ten czas tak za szybko płynie, czy co? Wtorek zamienił się w środę, jak "Blue Turns To Grey" w piosence Cliffa Richarda. Jak w piosence z dawnych lat... Pierwszego marca otarłem się o prawdziwą zimę. Proszę tylko popatrzeć na zdjęcia. Wiosna już się pcha drzwiami i oknami, ale nie tam. Tam, znaczy w Jakuszycach odbył się 32 Bieg Piastów. Na przekór pogodzie, na przekór wszystkiemu.
Byłem pewien, że jadę tam, żeby się dowiedzieć o odwołaniu biegu. W związku z tym nie chciało mi się jechać, jak psi! Na dodatek to było w piątek po liście. Wyruszyliśmy jakoś przed 23. Do Częstochowy nawet było nieźle, nie padało… Potem zaczęło, a padało tym mocniej im bardziej się zbliżaliśmy do Szklarskiej Poręby. W Hotelu Las w Piechowicach byliśmy o 4.30. „Trochę pośpimy”. O 7.15 zadzwonił Gienek, że Sasza już czeka. Będzie masowanie kręgosłupa. Ma Chłop do tego dryg! Potem śniadanie i czekanie na wiadomość, że Julian Gozdowski (Komandor Biegu Piastów) odwołuje bieg. Za oknem ulewa… Wiadomość nie nadchodzi, więc bierzemy parasole i jedziemy do Jakuszyc. Z parasolem na Bieg Piastów??? Tak było… Byliśmy na miejscu około 9.45. Cała nasza grupa, znaczy Ewa, Adam, Gienek i ja. Zadzwoniłem do Aliny, żeby powiedzieć jak pięknie leje deszcz. W trakcie rozmowy, tuż przed 10 deszcz nagle zamienił się w śnieg. Padało jak w bajce, w filmie rysunkowym „Once Upon A Long Ago”. Cud jaki, czy co? Pięć minut przed 10 pojawiliśmy się na starcie. Obrazki widzicie w galerii zdjęć. Trzaskałem, jakbym nie mógł uwierzyć w to, co widzę. Niesamowite. Zdumiewające. Start biegu opóźniono o kilka minut, bo pojawiły się problemy na trasie. Woda zniszczyła śnieg. Trzeba to było poprawić, bo bezpieczeństwo zawodników jest zawsze najważniejsze. Potem się dowiedziałem, że Julian około 8 rano chciał odwołać imprezę, ale sami zawodnicy prosili, żeby bieg się odbył. Dla tych ludzi to nie jest tylko bieganie na nartach. To święto, radość, także pomysł na życie. Niezwykłe… Są jak jedna wielka rodzina. Taka prawdziwa. Na dobre i na złe. Niby już wcześniej o tym wiedziałem, ale tegoroczny bieg jeszcze mi to potwierdził. Cudowna impreza z niepowtarzalną atmosferą. W tym roku zgłosiło się do biegu ponad 2200 zawodników. Sklasyfikowano na mecie ponad 1500. A byłem pewien, że większość z powodu pogody zrezygnuje ze startu. Myliłem się. Warto było jechać dla tych kilku chwil na starcie. Adrenalina nie tylko u biegaczy. Piękna sprawa. Julian jest jednak także szczęściarzem.
Z soboty na niedzielę wiało, lało… Na Śnieżce wiatr wiał z prędkością ponad 200 kilometrów na godzinę. Dobrze, że ja byłem na dole… „Matecznik Niedźwiedzia” nie odleciał. W niedzielę znowu deszcz. Wycieczka po pięknej okolicy, spotkania z przyjaciółmi. Czas wtedy płynie chyba jeszcze szybciej. Kiedy się obudziłem w poniedziałek – świeciło słońce. Nie mogło tak być dwa dni wcześniej? Nie mogło. C’est la vie, prawda? Po drodze do Warszawy widziałem, jak przyroda budzi się do wiosny. Dobrze, że pomału, bo jak się wszystko puści, a potem przyjdzie mróz, to znowu lobo będą po 4 złote za kilogram.
Pozostałe wpisy
» Jeden film... (2024-12-10, 19:54)
» Ciąg dalszy nastąpił... (2024-12-07, 19:54)
» Znów zaczęli grzać... (2024-12-05, 19:54)
» Grudzień... (2024-12-03, 19:54)
» Sydney na zielono... (2024-11-30, 19:54)
» To tylko sen... (2024-11-28, 19:54)
» Jeszcze przed chwilą... (2024-11-26, 19:54)
» Biała zima... (2024-11-23, 19:54)
» Zima niebieska... (2024-11-21, 19:54)
» Forever Young... (2024-11-16, 19:54)